Robota była precyzyjna, bo pracowaliśmy w rękawicach.
Było to 18 września 1978 roku. Ranek był słoneczny i trochę mroźny. Wszyscy byliśmy zdenerwowani. Zamglone promienie słońca, które dyskretnie wkradały się do sali nr 106 dodawały nam otuchy i wiary w swoje siły. Atmosfera była „napięta”. Każdy nerwowo co chwilę spoglądał na zegarek. Około godz. 9:00 akcja „Ziemniak” rozpoczęła się…
W tym roku Zaskoczyn stał się celem naszych eskapad – miejscem pracy całej niemal naszej szkoły. W zeszłym roku dojeżdżaliśmy na wykopki ciężarówkami, ale wszystko się zmienia z postępem i ciężarówki zastąpiono autokarami. W tych „nowoczesnych” pojazdach też jest wesoło, tyle że ciaśniej.
… Dojeżdżamy do PGR. Kurz wzniecony przez samochody wciska się w każdą szparę, przenika zamknięte okna, dusi, drapie w gardło i szczypie w oczy. Wysiadamy wreszcie i idziemy na pole, naszą urodzajna rolę, zbierać jej skarby – ziemniaki.
Upał się wzmaga. W południe przywieziono nam zupkę i „kawę”.
Ubrani byliśmy odpowiednio do wykopek, czyli jak na bal gałganiarzy. Gdy rano jechaliśmy do szkoły, w tramwajach, kolejce przypatrywano nam się podejrzliwie, zerkając na wesołe czapeczki czy filcowe kapelusze z piórkiem. Po południu wracaliśmy do domów straszliwie zakurzeni – „szarzy ludzie”.
Ciepło i słonecznie było przez cztery dni, natomiast piątego, ostatniego dnia wykopek spotkała nas nieprzyjemna niespodzianka. Zrobiło się zimno i zaczął padać deszcz. Zmarzliśmy porządnie, ale każdy obmyślał, co będzie robił jutro. Bo jutro była sobota, wolna sobota!
Nasza klasa, jak żadna inna, przygotowała się do wykopek niezwykle solidnie. Każdy nauczył się na pamięć (cóż za pracowitość!) określenia: ziemniak, dowiedział się skąd ów pochodzi i do czego służy. Bardzo to nam ułatwiło pracę, gdyż już na drugi dzień nauczyliśmy się odróżniać ziemniaka od kamienia, a bulwę od kartofla. Ostatecznie trud się opłacił, gdyż nasza klasa zajęła pierwsze miejsce w szkole pod względem ilości zebranych ziemniaków. Grunt, to umieć pogodzić teorię z praktyką!